Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

FESTIWAL GRANDA. Trup sprzedawał się od zawsze

W latach 1974-1982 na Górnym Śląsku grasował niebezpieczny morderca kobiet Joachim Knychała, nazywany "Wampirem z Bytomia". Nieprzypadkowo, bowiem okazał się być naśladowcą złapanego wcześniej słynnego "Wampira z Zagłębia", Zdzisława Marchwickiego, którego sprawą żyła jeszcze wtedy cała Polska. 

. - grafika artykułu
fot. Philip Gmuer

Sprawą pochodzącego z Piekar Śląskich Knychały zajmował się ówczesny Komendant Główny Policji Województwa Śląskiego Roman Hula. W prowadzonym przez Michała Fajbusiewicza od 1986 roku popularnym programie telewizyjnym 997 po raz pierwszy usłyszeli o nim telewidzowie w całej Polsce, a wiele lat później sprawę opisał Przemysław Semczuk w książce Kryptonim Frankenstein. Wszyscy trzej byli gośćmi piątkowego spotkania Festiwalu Granda, dotyczącego współpracy policji i mediów, prowadzonego przez poznańskiego dziennikarza Błażeja Wandtke, znanego z cyklu programów Tajemnice Poznania prowadzonego w Telewizji WTK.

Błażej Wandtke: Czy historia Joachima Knychały opisana w książce jest prawdziwa?

Przemysław Semczuk: Chociaż książka jest opowieścią fabularyzowaną, dialogi i fakty zostały oparte na autentycznych wpisach z akt, zeznaniach świadków i spisanych wspomnieniach samego Knychały, który już w więzieniu - być może z nudów - zaczął spisywać woje życie w pamiętnikach. W książce starałem się oddać wiernie nawet gwarę śląską, którą wspaniale zachowują nagrania zeznań świadków, konsultując ją ze znawcami gwary.

B.W.:Jak przez lata zmieniał się model współpracy policji z dziennikarzami? Mam wrażenie, że dzisiaj policja unika mediów jak ognia.

P.S.: Kiedy dzisiaj przegląda się gazety z okresu PRL, wyraźnie widać, że za Gomułki o zbrodniach była cisza. Rozprężenie nastąpiło dopiero w czasach Gierka.

Roman Hula: W latach 60. na Śląsku grasował "wampir" Marchwicki. Całe Zagłębie było obwieszone plakatami "1000 złotych nagrody za pomoc w złapaniu mordercy". Knychała zaczyna swoje morderstwa w 1974 roku i jest na ten temat cisza, w mediach nie ma żadnych informacji. Na pierwszej naradzie grupy operacyjnej "Frankenstein" prowadzonej przez Jerzego Grubę, który wcześniej razem z członkami grupy "Anna" doprowadził do schwytania Zdzisława Marchwickiego, nakazuje nie przepuszczać żadnej informacji do mediów, mówiąc: "Co Wy mi tu k... chcecie zrobić drugiego wampira?" Dopiero w 1984 roku, kiedy Joachim Knychała przyznaje się do popełnionych zbrodni i trwa jego proces, w mediach wybucha propaganda sukcesu.

Michał Fajbusiewicz: Dzisiaj w mediach najlepiej sprzedaje się trup, ale było tak chyba od zawsze. Tyle że kiedyś w Polsce dokonywano trzykrotnie więcej zabójstw niż dzisiaj, ale o większości z nich się nie mówiło. A dziś jest odwrotnie - dochodzi do nich rzadziej, ale media nagłaśniają każdy sensacyjny przypadek.  Nie było jeszcze w historii takiego precedensu, żeby na miejsce zbrodni, praktycznie zaraz po zabójcy, zjeżdżało się na raz siedem ekip telewizyjnych...

R.H.: Kiedyś istnieli tak zwani "zaprzyjaźnieni dziennikarze", ale udzielało im się informacji dopiero po wykryciu sprawcy. Kiedy sam zostałem Komendantem Głównym, zniosłem zakaz udzielania informacji nałożony przez mojego poprzednika, bo wyznawałem zasadę "tyle sprawiedliwości, ile odpowiedzialności". Dzisiaj policja niekiedy boi się współpracy z mediami, co uważam za jej słabość. Niejednokrotnie dziennikarze pomagali nam zamykać nierozstrzygnięte wątki prowadzonych spraw.

M.F: Zgadzam się, że jeśli dziennikarz nie jest dziś, jak my to mówimy, "zblatowany" z policjantami, nie dowie się niczego, bo odbije się od rzecznika prasowego. Kiedy zaczynaliśmy nasz program w telewizyjnej Dwójce, mój pierwszy kontakt z Komendantem Głównym Milicji  wyglądał w ten sposób, że komendant spytał mnie w pierwszej kolejności jaką wódkę piję: czystą czy kolorową? Takie to były czasy. Przy sprawie Pękalskiego dostałem siedem teczek skopiowanych akt sprawy do poczytania w domu, mimo że sprawa była jeszcze wtedy w toku, nie wydano nawet jeszcze aktu oskarżenia. Miałem oddać je po miesiącu, a okazało się, że siedem lat przeleżały w kartonie gdzieś w moim gabinecie.

R.H.: Najtrudniejsze do wykrycia są zabójstwa na tle seksualnym. Joachima Knychały szukaliśmy siedem lat, czyli bardzo długo, mimo że po drodze było kilka momentów, w których mogło to nastąpić wcześniej. Trzeba jednak pamiętać, że nie dysponowaliśmy wtedy taką techniką jak dziś. Zdarzało się, że nie mieliśmy nawet samochodów służbowych albo telefonów, a najwyższym cudem techniki był wariograf, który pomagał zamknąć wiele spraw. Przyczynił się zresztą również do ujęcia "Wampira z Bytomia".

wysłuchała: Anna Solak

  • Poznański Festiwal Kryminału Granda: "W poszukiwaniu winnych. O wyjątkowych doświadczeniach śledczych oraz współpracy policjantów i dziennikarzy"
  • Pawilon Nowa Gazownia
  • 22.09