Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

ETHNO PORT. Szeptuchy i tańce z Belize

Kaprysy pogody, nagła zmiana w programie, drobne rozczarowania, ale i świetna muzyka - sobota podczas tegorocznego Ethno Portu przyniosła sporo niespodzianek.

. - grafika artykułu
fot. Adam Jastrzębowski

Trzeci dzień tegorocznego festiwalu jeszcze przed jego rozpoczęciem wydawał się najatrakcyjniejszy pod względem programowym. Cenieni w świecie artyści z Syrii, Indii, Belize zdawali się gwarancją znakomitych przeżyć. Rzeczywistość nieco pokrzyżowała plany organizatorów - i zmodyfikowała owe wcześniejsze oczekiwania. I chodzi tu nie tylko o kaprysy pogody, które sprawiły, że centralny punkt programu - z promocyjnego punktu widzenia - czyli koncert na trawie, upłynął w lejącym deszczu. Najważniejsze, że muzyka koniec końców zwyciężyła i od pierwszego tego dnia koncertu aż po ostatni słuchaliśmy znakomitych dźwięków.

Niespodzianki

Zdaje się, że organizatorzy mieli najwięcej obaw czy dotrą na festiwal artyści z Indii, czyli Nooran Sisters. Rzeczywistość lubi jednak płatać figle. Wspomniani wykonawcy  bowiem przybyli bez problemów i zagrali długi koncert. Niemiła niespodzianka czaiła się gdzie indziej. Oto bowiem w piątkowe popołudnie pojawiła się niespodziewana informacja, że inna z gwiazd imprezy, syryjska artystka (mieszkająca w Wielkiej Brytanii) Maya Youssef trafiła nagle do szpitala - i ze zrozumiałych względów w Poznaniu nie wystąpi. Był to pierwszy tego typu wypadek w dwunastoletniej historii Ethno Portu.

Udało się szybko wymyślić godne zastępstwo, czyli warszawski duet Mehehe, który tworzą Barbara Songin (znana m.in. z Sutari) i Helena Matuszewska (Same Suki, InFidelis). Znalezienie owego zastępstwa było, zdaje się, o tyle prostsze, że obie artystki były właśnie w Poznaniu - jako słuchaczki festiwalu - a wiosną wydały debiutancką płytę, której jeszcze nie promowały w naszym mieście. Trzeba było jeszcze tylko pospiesznie sprowadzić z Warszawy ich instrumenty.

Nie-koncert

W sobotę artystki pojawiły się więc na zamkowym dziedzińcu. Ale był to, jak podkreślano, pierwszy nie-koncert w historii festiwalu. Członkinie Mehehe przedstawiły rodzaj słuchowiska - opowieści wzbogacone muzyką, zatytułowane  "Baby, szeptuchy, wiedunki".

Propozycja artystek to coś bardzo oryginalnego na polskiej scenie muzyki folkowej. Na ich twórczość składają się szepty, zaklęcia, ale też elementy dziecięcych wyliczanek. Tym razem  dominowały ludowe "opowieści niesamowite". Podstawowym źródłem inspiracji dla wykonawczyń są dawne obrzędy wiejskie, zaklęcia magiczne, zawołania, nawoływania, praktyki modlitewne czy uzdrawiające. Nawiązują one wprost do tradycji wiejskich szeptuch/szeptunek, zarazem jednak podejmują z nią swoisty dialog, nieco się wobec niej dystansując, na przykład z uwagi na swoistą teatralizację występu. Tym razem ich sceniczna prezentacja nie przybrała formy koncertu, ale wspomnianej już gawędy, gorąco przyjętej przez publiczność. Artystki mówią, śpiewają, mruczą, szepczą, towarzysząc sobie, w szczególnie minimalistyczny sposób, na instrumentach strunowych i perkusyjnych, a wszystko to z drobnym wsparciem loopera.

Głos kobiet

Zanim jednak posłuchaliśmy Mehehe, na festiwalowej scenie pojawiły się członkinie innego ciekawego i dobrze już znanego polskiego zespołu - Laboratorium Pieśni. Twórczość grupy organizowana jest wokół tradycji wielogłosowych śpiewów, właśnie wokół pieśni - nie tylko słowiańskich: tych z centrum Europy, z południa i zachodu. Bo też poza utworami ukraińskimi czy białoruskimi w repertuarze zespołu są m.in. pieśni bułgarskie, ale też skandynawskie, baskijskie czy oksytańskie. Artystki tworzą z nich wspaniałą, przekonującą całość, nie tylko znakomicie brzmiąc pod względem głosowym, ale budując wokół własnego śpiewu rodzaj zajmującej, a nawet przejmującej opowieści i nieledwie obrzędu. Te harmonijne kobiece wokale siedmiu artystek, którym - jedynie w charakterze dodatku - towarzyszą bębny obrzędowe, dzwonki, rebab czy indyjski shruti box, okazały się prawdziwie magnetyczne. Całość nabiera momentami niemal rytualnego charakteru i nie przypadkiem szalenie spodobała się publiczności.

Siostry z Indii

Niewątpliwie najbardziej oczekiwaną (chyba nawet w kontekście całego festiwalu) była druga część sobotniego programu, a więc koncerty wspomnianych już Nooran Sisters z Pendżabu i Garifuna Collective z Belize.

Nooran Sisterts, to zgodnie z nazwą przede wszystkim dwie siostry - Jyoti i Sultana - oraz towarzyszący im instrumentaliści, którzy stanowili chyba największą zagadkę Ethno Portu. O ile bowiem same artystki w rewelacyjny sposób opanowały sztukę Sham Chaurasia gharana, czyli sięgającego tradycją kilka setek lat wstecz śpiewu w duecie, o tyle pytanie o to w jaki sposób zostaną "oprawione" ich głosy było jedną z większych tajemnic. Powiedzieć można tyle - siostry nie zawiodły w tym sensie, że śpiewały świetnie (pojawił się w ich repertuarze m.in. jeden z utworów spopularyzowanych trzy dekady temu przez giganta muzyki świata - i światowej muzyki - Nusrata Fateh Ali Khana). Niestety, formuła, która zaproponował aż dziesięcioosobowy zespół towarzyszący wokalistkom, mnie nie przekonała. Muzyka zamiast wznosić się w mistycznych porywach, grzęzła raczej w popowych aranżach. Szlachetne brzmienie tabli czy harmonium ginęło gdzieś w bardzo dynamicznej całości. Szkoda. Wrażeniu temu nie pomogła pogoda, podczas koncertu rozpętała się ulewa. Przyznać trzeba, że mimo to spora część słuchaczy pozostała pod sceną, towarzysząc artystom w czasie tego długiego występu. Oczywiście świetnie, że siostry Nooran wystąpiły w Poznaniu. Była to chyba jednak stracona szansa na wielkie przeżycia.

Fiesta z Belize

Na szczęście na deser czekało na nas jeszcze coś szczególnego. Jak to bowiem na Ethno Porcie bywa, radykalną zmianę nastroju przyniósł kolejny koncert. Funkcjonujący na scenie od wielu lat, bardzo doceniany w świecie zespół Garifuna Collective nie jest chyba szczególnie znany w naszym kraju. Tymczasem jego spontaniczna, ujmująco melodyjna i wdzięcznie zrytmizowana muzyka natychmiast porwała większość publiczności do tanecznej zabawy.

Rzecz jest ciekawa o tyle, że w całej tej bezpretensjonalności, melodyjności i wbrew zniewalającemu roztańczeniu muzyki artystów z Belize, kraju na końcu świata, ważne jest jeszcze przesłanie. Główną ich ideą jest to, by dbać o tożsamość kulturową swej grupy etnicznej w zmieniającym się świecie. A jest to kultura żywa na Karaibach od 300 lat. Potomkowie karibów i afrykańskich niewolników są świadomi tego, jaką wartość i znaczenie ma ich kulturowa odrębność. Tu wokół tego przekonania rodzi się taka porywająca sceniczna propozycja. Członkowie Garifuna Collective błyskotliwie łączą tradycyjne śpiewy i takież instrumentarium (a także prezentowane na scenie elementy ludowych rytuałów) z instrumentami współczesnymi, elektrycznymi. Baterii bębnów i bębenków towarzyszą gitary i gitara basowa. I nie ma tu żadnego zgrzytu, jest harmonijna - i naprawdę porywająca - historia o kulturowej odrębności, opowiadana zrozumiałym dla nas, współczesnym językiem. To był znakomity koncert.

Tomasz Janas

  • Ethno Port Poznań, dzień trzeci
  • CK Zamek
  • 15.06

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019