Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Chwaliszewski skandal dyplomatyczny

Zamach, którego nie było, dyplomatyczne gry władców wielkich mocarstw - ta historia wydarzyła się w Poznaniu ponad 170 lat temu. 

. - grafika artykułu
Car Mikołaj I (fot. Wikipedia)

19 września 1843 roku car Mikołaj I, przebywając w Poznaniu, uznał, że dokonano na niego zamachu. I choć pruska policja dowiodła, że żadnego zamachu nie było, Mikołaj wykorzystał go do własnych, politycznych celów.

Car Mikołaj I był w Poznaniu 19 września 1843 roku jedynie przejazdem, w drodze do Rosji. W domu pocztowym na Rybakach czekał na niego nadprezydent prowincji Carl Moritz von Beurmann, aby go uroczyście powitać w imieniu władz. Car nie pofatygował się nawet, by wysiąść z powozu. Zmieniono tylko konie i cała kawalkada ruszyła dalej. Przez Chwaliszewo i most Chwaliszewski, którym 21 lat wcześniej ciągnęły wojska napoleońskie na Rosję. Prowincja Poznańska nie była przez cara specjalnie lubiana. Doskonale zdawał sobie sprawę, że znajdują w niej schronienie jego podwładni, którzy zbiegli przed prześladowaniami politycznymi (szczególnie po powstaniu listopadowym). Pruskie władze przymykały oko, jeśli przyjezdni nie narażali się miejscowej władzy i policji, car zatem miał powody do irytacji.

Po zjeździe z mostu Chwaliszewskiego u wylotu ul. Wenecjańskiej jeden z powozów w carskiej kawalkadzie stoczył się w głęboki rynsztok, a siedzącemu z tyłu kozakowi od wstrząsu samoistnie wypaliła strzelba. Po przybyciu do Warszawy Mikołaj opowiedział o wszystkim Iwanowi Paskiewiczowi, namiestnikowi Królestwa Polskiego. W spisanej później relacji dał upust złości: "Już na przeprzęgu traktowano mnie z pogardą, nikt nie zdjął czapki, a ktoś bezkarnie uderzył kijem siedzącego na koźle służącego mego. Ale nie dość na tym. Gdy powóz mojej kancelarii jechał przez most Chwaliszewo, tam przy ulicy poprzecznej koło pompy stały osoby podejrzane. Z ich strony padł strzał na powóz, a kula przeszyła na wylot puklat (kosz pleciony na wozie) i jednemu urzędnikowi płaszcz w powozie przedziurawiła. Urzędnicy moi bali się stanąć w miejscu i w ogóle w mieście i zatrzymali się dopiero za miastem na drodze warszawskiej".

Fryderyk Wilhelm IV, władca Prus, zażądał energicznego śledztwa, wyznaczono nagrodę 1000 dukatów za wskazanie winnego. Ale niewiele to dało. Bo też i nie było czego szukać... Aby udobruchać cara, Fryderyk Wilhelm IV wydalił ostatecznie z Prowincji Poznańskiej uciekinierów z Rosji. Mikołaj załatwił, co chciał. Czy to czegoś całkiem współczesnego nie przypomina?

Daina Kolbuszewska