Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Chicago wciąż leci!

rozmowa z Wojciechem Juszczakiem, dyrektorem artystycznym Estrady Poznańskiej i szefem festiwalu Made in Chicago

Wojciech Juszczak. Fot. archiwum prywatne - grafika artykułu
Wojciech Juszczak. Fot. archiwum prywatne

Przed nami siódma edycja festiwalu Made In Chicago. Czy pamiętasz jeszcze emocje, jakie towarzyszyły Ci na początku?

O tak. Zwłaszcza niezapomniany finał w 2006 r. - światowa premiera Harambee Suite Nicole Mitchell. Po tym koncercie byłem pewien, że warto robić festiwal. Później przeżyłem dwa dni mgły i odwołanych w kraju lotów, podróż z 20 muzykami zatłoczonym pociągiem do Warszawy (musieliśmy wynająć osobny przedział na bagaże!), dantejskie sceny na lotnisku (wynajęliśmy dla muzyków salę konferencyjną w hotelu naprzeciwko, bo nigdzie nie można było szpilki wcisnąć!) i wielką niewidomą: poleci Chicago czy nie poleci? Poleciało... I lata już od 7 lat.

Czy właśnie tak wyobrażałeś sobie rozwój tego przedsięwzięcia?

Zawsze mam zaplanowane minimum dwie edycje do przodu, inaczej nie można poważnie myśleć o takiej imprezie. Ale festiwal reprezentuje też na bieżąco to, co dzieje się na scenie jazzowej Chicago, więc w naturalny sposób jego program jest często korygowany w ostatniej chwili. W związku z tym, że jest to scena bardzo różnorodna i żywotna, każda edycja festiwalu jest zaskoczeniem nie tylko dla publiczności, ale i dla mnie. Zresztą wierzę, że poprzez wspólną radość odkrywania, a nie potwierdzanie własnych gustów, buduje się najsilniejszy związek z publicznością. To oczywiście niesie ze sobą pewne ryzyko, ale jeśli się powiedzie - efekt jest nieporównywalny z niczym. Całe życie pamiętasz frajdę, którą czujesz po powrocie do domu ze świetnego i zaskakującego koncertu.

Koncerty odbywały się w różych miejscach. Czy któreś z nich uważasz za najlepsze dla muzyki z Chicago?

Jestem wielkim fanem koncertów w Scenie na Piętrze. Tu najlepiej udaje się odtworzyć specyficzny klimat, odpowiedni dystans dzieli muzyków i widzów, ta sala daje też spory komfort grania. Niestety, powoli staje się za mała dla festiwalu. Nieźle sprawdza się Pawilon, Aula Nova i oczywiście Blue Note dla koncertów klubowych.

Czy czujesz, że jesteście dostrzegani, doceniani przez publiczność i miejskich decydentów?

To, że Miasto Poznań wspiera od sześciu lat szaloną ideę festiwalu Made In Chicago, uważam za pozytywny fenomen. Pamiętajmy, że nie mówimy o oczywistym festiwalu "gwiazd jazzu", do którego stosunkowo łatwo przekonać decydentów i publiczność, ale o festiwalu "tematycznym", który prezentuje wybraną scenę muzyczną czy tendencję. Kariera gwiazd Made in Chicago rozwija się wraz z festiwalem - jak w przypadku Nicole Mitchell czy Dee Alexander, które swoje autorskie projekty po raz pierwszy w Europie pokazały właśnie w Poznaniu. To ogromna satysfakcja dla organizatorów i widzów - być świadkiem czegoś takiego. Widzowie to czują i doceniają. Korzyścią dla miasta jest z pewnością to, że za stosunkowo niski budżet Poznań wyróżnia się na mapie ponad 100 festiwali w kraju oryginalną i rozpoznawalną imprezą, nawiasem mówiąc - trudną do podrobienia.

Również w Chicago festiwal został doceniony. Czy odczuwasz wsparcie z "tamtej" strony?

Festiwal byłby niemożliwy, gdyby nie współpraca z Jazz Institute of Chicago. Instytut jest katalizatorem wielu projektów, które poznańska publiczność usłyszała zaraz po ich premierze w Chicago. Kilka razy udało się zdobyć też wsparcie finansowe Illinois Arts Council. Teraz wiadomo, że z tym gorzej - w USA kryzys, choć (nie chcę zapeszać) w tym roku jesteśmy blisko zdobycia grantu - decyzja zapadnie wkrótce. Chcemy czy nie, Poznań jest postrzegany jako europejska stolica jazzu z Chicago.

Rozmawiał Tomasz Janas

  • VII Festiwal Jazzowy Made in Chicago
  • 21-25.11