Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

56 lat w klasztorze

W trwającym właśnie roku jubileuszowym Polskiego Teatru Tańca przypominamy sylwetki znakomitych artystów z nim związanych. Tym razem o PTT opowiada Mariola Hendrykowska.

Mariola Hendrykowska. Fot. P. Ceglarek - grafika artykułu
Mariola Hendrykowska. Fot. P. Ceglarek

Jesteś w Polskim Teatrze Tańca od początku, to oznacza 40 lat. Nie kusiło Cię nigdy, żeby sprawdzić, jak jest gdzie indziej?

Przyszłam do teatru tańca w pierwszym składzie, tym, z którym Conrad Drzewiecki przygotowywał repertuar jeszcze w Operze. Byłam młodą tancerką, krótko po dyplomie w poznańskiej szkole baletowej. Dość szybko, jak na tamte zhierarchizowane czasy, prosto z zespołu, z ominięciem stanowiska koryfeja, zostałam solistką, a kończyłam karierę wykonawczą jako pierwsza solistka. Potem byłam kierownikiem zespołu baletowego, a dziś jestem asystentem choreografa i inspicjentem. Zostałam w teatrze na całe życie, choć miałam inne propozycje. Z Wiednia przyjechał choreograf z gotowym kontraktem, potem była oferta z Oslo. Także Barbara Kasprowicz, która kierowała baletem w Operze Poznańskiej, kilkakrotnie proponowała mi przejście do swojego zespołu, oczywiście z wyższym uposażeniem. Ale ja chciałam być w Polskim Teatrze Tańca. Tu mogłam się wszechstronnie rozwijać, tańczyłam różne partie i solowe, i zespołowe - taka była polityka Conrada Drzewieckiego, to uczy pokory wobec tego zawodu. Za tym nie kryje się żaden heroizm, tylko świadomy wybór drogi i swojego miejsca, jakiś sentyment i realizm zarazem. Jestem stąd, tu jest mój dom, rodzina, ta prawdziwa i ta teatralna. Mam córkę, którą wychowałam sama, i sporo "zespołowych" dzieci: młodych tancerzy, którzy przyjeżdżają do Poznania z różnych, czasem bardzo odległych miejsc.

Zawsze chciałaś być tancerką?

Tak. Miałam 6 lat, kiedy weszłam po raz pierwszy do tego budynku, na lekcję rytmiki. Łącznie więc przebywam od 56 lat w tym klasztorze (Studio PTT mieści się przy ul. Koziej, w dawnym gmachu klasztoru Jezuitów). Młodzi ludzie pewnie nie będą w stanie tego zrozumieć, ale codziennie idę tą samą trasą z Fredry, gdzie mieszkam, przez Stary Rynek na Kozią i to nie jest nudne.

Zatańczyłaś dziesiątki ról. Czy jest najważniejsza?

Chyba Albinoni, to był taki prezent od Conrada. W Operze Adagio tańczyła Teresa Kujawa, weszłam w PTT w jej rolę, to była niesamowita odpowiedzialność i wyróżnienie zarazem, przy tym swoją premierę miałam za granicą, w Oslo. Zatańczyłam 140 spektakli Adagia, na różnych scenach, czasem w zimnie, w skąpym kostiumie. Tańczyliśmy jeszcze na płótnie, nikt wtedy nie słyszał w Polsce o specjalnych podłogach baletowych, które dziś ma każdy zespół. To płótno było ostre, śliskie, mieliśmy poranione stopy, biodra. To teraz brzmi jak horror, ale jeszcze nie tak dawno to była nasza codzienność. Zawód tancerza ma trudną do opowiedzenia specyfikę, wymaga licznych wyrzeczeń, w zamian daje krótkie chwile wolności, bycia poza czasem.

Przez kilkanaście lat pracowałaś z Conradem Drzewieckim. Jakim był szefem?

Conrad oczekiwał pracy na sto procent i na próbach, i na spektaklach. Nie dziękował, nie chwalił. Był bardzo wymagający, czasem pokazał coś raz, bardzo szybko, i wymagał natychmiastowego powtórzenia, ogromnej koncentracji. Był w jakimś sensie bezwzględny, nie uznawał chorób, zwolnień, urlopów macierzyńskich, odczułam to na własnej skórze, ale był natchnionym artystą, wyjątkową osobowością i wiele mu się z tego powodu wybaczało.

Rozmawiała Jagoda Ignaczak

  • XL. Polski Teatr Tańca wczoraj i dziś
  • Odcinek 4 - lata 1985-88 "Party... w cieniu"
  • idea i choreografia: Ewa Wycichowska
  • Sala Wielka CK Zamek
  • 8.04, g. 20
  • bilety: 15/30 zł