Małgorzata Bzdawka
studentka I roku studiów magisterskich Filologii Polskiej na UAM:
W poezji Miłobędzkiej zakochałam się nagle, kiedy na przełomie marca i kwietnia na seminarium licencjackim pojawiły się "Wszystkowiersze". Zaskoczona formą, zaczęłam analizować utwory i poszukiwać możliwych interpretacji. Wiersze niepokoiły mnie i inspirowały, na kolejnym seminarium opowiedziałam o swoich przemyśleniach i promotorka, Joanna Grądziel-Wójcik, natychmiast zaproponowała, żebym zmieniała temat pracy licencjackiej. Mimo, że do końca semestru zostały zaledwie dwa miesiące, zgodziłam się od razu. Napisałam pracę i obroniłam ją na ocenę celującą, ponieważ dzięki poezji pani Krystyny robiłam to z autentyczną, filologiczną pasją. Ta poezja jest mi bliska, ponieważ opowiada o przełamywaniu lęku przed metamorfozą i odwadze przyjęcia zmian, które są nieuchronne. Miłobędzka jest mi bliska również wówczas, gdy ruchome, nieuchwytne, płynne "ja" osadza w prostocie codzienności. Z moich doświadczeń wynika, że to znacznie trudniejsze niż tworzenie abstrakcyjnych formuł.
Piotr Śliwiński
prof. dr hab., kieruje zakładem Poetyki i Krytyki Literackiej Filologii Polskiej na UAM:
Poezja pani Krystyny zachwyca młodą, gibką inteligencją i nienatrętną mądrością. Wywodzi się z tradycji awangardy, eksperymentu, poszukiwań formalnych, lecz przede wszystkim jest niepewnym siebie, delikatnym językiem doświadczenia. Upływ czasu, kobiecość, dziecko, ogród - czym one są, jak je wypowiedzieć? To blizny, pozostawione w pamięci przez bolesną, upokarzającą bezsilność, a zarazem ślad prowadzący do innego człowieka, który wydaje się bliski, bliźni, bo - jak my wszyscy - bezradny.
Kiedy moja sztuka "Siała baba mak" została przetłumaczona i zagrana w języku angielskim, włoskim, francuskim, czeskim, niemieckim, hiszpańskim - okazało się, że tamte dzieci i tamci dorośli też znali moje zabawy. Znali te same zabawowe gesty - z tą różnicą, że moja baba siała mak, Francuzi siali kapustę, Czesi i Słowacy też mak, Niemcy groch (Der alte Groch (!) saht Erbsen noch), Włosi siali rodzynki, Turcy siali las, na Kubie plącze się kulawa baba, a w Anglii nie ma żadnej baby, tylko wprost przeciwnie (Mary, Mary, quite contrarry). No właśnie. Dopiero to mnie zdumiało. Do dziś mnie zdumiewa i wzrusza, że to, co moje, najbardziej prywatne, własne, tutejsze, domowe, jest jednocześnie cudze, wędrowne.
Krystyna Miłobędzka, W widnokręgu Odmieńca, Biuro Literackie, Wrocław 2008.
Juliusz Tyszka
prof. UAM dr hab., teatrolog, kierownik Zakładu Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM:
Pani Krystyna Miłobędzka jest dla mnie przede wszystkim osobą, która poprzez swą współpracę z Teatrem Marcinek Leokadii Serafinowicz i Wojciecha Wieczorkiewicza wprowadzała mnie w świat teatru. Jak się okazało, bardzo skutecznie. To podczas dyskusji poświęconej Jej "Serdecznemu staremu człowiekowi"zabrałem po raz pierwszy głos i zostałem wysłuchany. To na jej frazach, na tych arcykształtnych, kunsztownych dialogach kształciłem teatralno- literacki słuch.
zapisana w świadectwie
chrztu, wpisana na listę
uczniów, przypisana do
szczotek i pralki, skreślona
wypisana (skąd?)
córko matko żono, niedzielna
pisarko, łyżeczko po literze,
literko po łyżeczce
(notuje to na niepotrzebnych
kopiach maszynopisów i po
drugiej stronie kwitów za gaz,
nie wierzy, żeby przetrwało
dłużej od tamtego po tamtej
stronie, ale chciałaby wreszcie
przeczytać coś prawdziwego
o sobie)
Krystyna Miłobędzka,
[zapisana w świadectwie chrztu]
Grażyna Wydrowska
aktorka, reżyser, współtwórczyni Teatru Wierzbak:
Ona jest jak obłok. Na chmurze można płynąć. Na obłoku się nie da. Jest trudno dostępny. Jest najbardziej inspirującą poetką, jaką znam. Jej myśli są tak gęste, jak atrament na dnie kałamarza. Wszystkiego uczyliśmy się w Teatrze Marcinek. Pierwszą rzeczą, jaką tam oglądałam, był "Ptam"Pani Krystyny. Potem, w Teatrze Wierzbak, staraliśmy się te teksty odegrać po swojemu. Pani Krystyna przychodziła do nas na próby "Anaglifów", a z nią Jan Berdyszak i pani Serafinowicz. Patrzyli na nasze etiudy i mówili: o, to jest to! Znowu coś robiliśmy, a oni wchodzili: "matkoboskajakipaw". Zaprzyjaźniony z Serafinowicz Jan Dorman mówił: - Dziecku zawieś w sypialni Rembrandta, a nie tego niebieskiego... O, smerfa. Dlatego w Marcinku grali jej teksty. Dziecko dorasta do sztuki, do tekstów także. Zresztą nie tylko dziecko. Ja sama, kiedy po kilkunastu latach sięgam do "Anaglifów"myślę sobie, Boże! O czym ja wtedy myślałam? Przecież dziś to znaczy całkiem coś innego.
słońce idzie po niebie
i zaszło
słowom robi się zimno, ciemno
i nijako.
słowom robi się zimno, ciemno
i do domu daleko.
czy mi idzie o słońce?
czy szło ci, dziecino, o słońce?
czy o blask słowa słońce?
o co ci idzie, dziecino?
o blask słowa słońce?
o słońce?
o które?
Krystyna Miłobędzka
Zosia Komarowska
lat 9, będzie aktorką:
W tym wierszu chodzi o słowo "słońce". Wyobraziło mi się, że literki w tym wierszu to są dzieci, które ciągle się powtarzają i ciągle gonią za słońcem. A potem te dzieci są zagubione, bo jest ciemno i zimno.
Krysia Latour-Paczka
lat 9, nie będzie aktorką, tylko kwiaciarką:
To jest wiersz o nocy. Ktoś marzy, żeby już wyszło słońce. Kojarzy mi się też z Bożym Narodzeniem. Kiedyś czytałam taką bajkę o kotku, który się zgubił i nie mógł trafić do domu, a wszyscy na niego czekali, bo to była noc wigilijna. Ktoś w tym wierszu pyta o słońce, ale nikt mu nie umie odpowiedzieć. Może to ten kot?
Zanotowała: Dorota Latour